![]() |
INSIDE - KOTOK |
Spektakl jakim jest obraz filmowy wiąże emocjonalnie, gdy już wzorcowo-podręcznikowo oglądamy go w ciemnej sali kina. Nad nami światło tnie przestrzeń wypełnioną czernią, i nie myślę tu o czerni ludzkiej, choć rozrywka ta wywodzi się z chęci przypodobania, lub też ogarnięcia na własność dolin społecznych przez elity, do których przekaz jest skierowany. A i jak dzisiaj liczni wskazują, kinowym targetem jest niezbyt wykształcony dwunastolatek, rasy ..., choć jak wskazują drudzy, ci którzy umiejętnie lasowali mózgi milionów, kino i jego spektakl, najważniejszą ze sztuk prawdą jest.
Seans w swoim czasie trwania ścina umysły jak mróz wodę, działając na odbiorcę, który poddaje się perswazji zmieniając etyczne i moralne kwasy społeczne zwane zasadami, lub po prostu cementując pogłębione wzorce zachowań. Już to i konieczne jest gdy główny bohater w swoich perypetiach, sympatyczny, aczkolwiek to czysta kreacja, czystego spekulatywnego myślenia, bowiem już poza seansem, większość myślących odbiorców, tych, którzy ośmielili się wejść do jaskini raz jeszcze, a być może nigdy z niej nie wyszli, choć hipotetycznie istnieje, zakładam taką możliwość wejście na powrót do jaskini ulegając czy to pokusom, czy też eksperymentom, choć z reguły jest to li tylko obnażenie słabości woli, niezerwanie wiążącej pępowiny. Chcę tutaj powiedzieć, że kino wyłącza myślenie, które dopiero po seansie, jak po halucynogennym triptransie wraca, mocno już wzruszone w swoich podstawach, tak gdy to co oglądnięte podległo analizie, krok po kroku oddalone od życia i rzeczywistości fakty filmowe. Poświęcamy tej antyrzeczywistości swój czas, myśli, siły, pieniądze, tracąc życie i ostatecznie bilans jest zawsze ujemny, pod warunkiem, że oczywiście jesteśmy widzami. Kino dla widza, jest niczym papieros dla palacza, daje kopa, ale koszt to wydatek czasowo-finansowo-energetyczny, i jak nikotynista może i racjonalizuje tę dysfunkcję, tak samo i kinoman. Wracając do bohatera, to z reguły większość z nas nie chciałaby z nim mieć nic wspólnego.
Opowieści reżysera, którego fascynacją stał się ojciec chrzestny zniewalają przedstawionym napompowanym honorem i męskością światem. Jednakowoż demontaż tego pastelowego świata, pełnego przemocy i zbrodni przedstawionej w swoiście wyrafinowany sposób to subtelna próba przeciągnięcia widza na stronę przedstawionych antywartości. Odrzucenie tego fałszywego woalu skrywającego smugi kinowego światła, obnażenie go, to obraz i historia pospolitego i bezwzględnego zbrodniarza i bandyty, z którym, tak myślę nikt zdrowo myślący, nie chciałby w realu mieć nic do czynienia. Czy ktoś chciałby takiego typa spotkać gdzieś na parerdze miasta, w ciemnej, bocznej bocznej uliczce.
Co jest takiego zniewalającego w kinie, że od Platona ten archetypiczny ideał ewoluował, stając w szranki z realnością. Dlaczego ludzkość tak ochoczo roznamiętnia się w ułudzie, zamieniając prawdę na fałsz. Co pcha człowieka w lepkie od brudu ramiona ciemności.
Cienie w kinie jak miraż wolności, jak fatamorgana wciąga w głąb pustyni. Czy jest to wyrafinowana i realizowana kreacja starszych braci, tych, którzy wpychają nas w objęcia niewiedzy przypieczętowując swój sukces zniewoleniem, odrealnieniem ludzkości, zaprzeczeniem poszukiwania sensu, prawdy i wolności. Czy też może bierna, tania, pospolita a jakże pożądana rozrywka dająca wytchnienie w znoju dnia codziennego.
Nie wiem dlaczego, i jak dzieje się to, że gdy wchodzimy w ciemność nasze myśli łatwiej stają się ciemne. Przestrzeń kina pocięta kruchymi fragmentami światła przywołuje starożytne zapomniane fantomy, miraże świata tak odległego, tak nierealnego, tak pożądanego bardziej niż rzeczywistość. I nie zdziwiłbym się wcale gdyby ktoś podczas seansu wbiegł i zaczął krzyczeć, to iluzja, ocknijcie się, tu nie ma życia, chodźcie wyprowadzę was i pokażę światło, to co istnieje, nie odbicie i fałsz, to większość widzów znakomita, zanurzona i zakorkowana w lunatycznym transseansie pewnie chciałaby takiego ignoranta, który narzuca się i burzy zastany spokój wyrzucić na zewnątrz i przepędzić gdzieś, gdzie nie istnieje. Ale mimo tego wszyscy jak skamieniali siedzimy w jedności, narzuconym ponumerowanymi fotelami i rzędami porządku, zapatrzeni, zahipnotyzowani seansem, który jedynie trwa, i trwa i trwa, bez końca.
Wrocław, 06022015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz