poniedziałek, 29 stycznia 2024

LABIRYNT

 


TRANSGRESJA 1952
foto Krzysztof Winnicki




Jakież to szaleństwo kazało nam wejść do Labiryntu?

Każda wyprawa w głąb Labiryntu bez kłębka lnianego sznurka jest przedsięwzięciem zgoła beznadziejnym. To nie była moja myśl ale Josepha Campbella, który był moim przyjacielem w dawnych, minionych, i zapomnianych już latach.

Kiedy ją usłyszałem a właściwie to przeczytałem pojechałem zrazu, nie czekając, do najbliższego miasteczka. Tam jakby z zamierzchłej epoki, jest jeszcze taki archaiczny sklep metalowy. I owszem, wiele różnych przydatnych rzeczy miało się tam znajdować.

- Dzień dobry, powiedziałem, gdy wszedłem do tego dziwnego przybytku. I nie czekając na odpowiedź spytałem, ma Pan sznurek lniany?

Sprzedawca, mężczyzna chyba grubo po pięćdziesiątce, bo na takiego wyglądał, odpowiedział:

- Nie, nie mam, ale mam sznurek konopny!

- Konopny? Spytałem, ale tak bardziej siebie chyba. Może mi go Pan pokazać?

Sprzedawca wyciągnął całkiem sporych rozmiarów kłębek sznurka. Wziąłem go do ręki. Zważyłem. Pięćset gram, mruknąłem...

- A ile to będzie metrów, spytałem. A Sprzedawca odpowiedział.

- Chyba ze dwieście pięćdziesiąt...

- Dwieście pięćdziesiąt... Może wystarczy, i znów zapytałem sam siebie.

- Może nawet więcej, uprzejmie dopowiedział Sprzedawca... Myślę, że z dobrej woli, bo cóż to za transakcja, kłębek sznurka?

- Konopny... Znów niby spytałem Jego, choć bardziej siebie.

- No. Usłyszałem w odpowiedzi rezonans Sprzedawcy.

- Dobrze, proszę mi dać dwa kłębki, albo nie, proszę dać trzy...


Fragment powieści Krzysztofa Winnickiego pt. Minotaur a Labirynth"

Wrocław, 15072023


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz