niedziela, 15 marca 2015

APOKALIPSA BRESLAU

krzysztofwinnicki.blogspot.com
GAME OVER
Zagłada Breslau, apokalipsa, koniec historii, dzisiaj coraz rzadziej widać stada nostalgicznych Niemców, którzy przetrzebieni upływem czasu wracają do krainy wciąż sielskiej młodości, pomimo że cień brunatnego terroru szalał wściekłością psa zagonionego w kąt, to wspomnienia osobistego cenzora wybiórczo zamazują i usuwają na plan dalszy tę niedogodność i z jeszcze większą ostrością fokusują nad młodością w Breslau, mieście tętniącym życiem, niby maszyna powiązanych ze sobą i zmierzającym szeroką drogą miliona bijących wspólnie serc mieszkańców, dziś powłócząc nogami jeszcze raz usiłujący przypomnieć sobie rytm marszowy, oświetlony pochodniami, próbują odszukać miejsc, domów, ulic, których dawno już nie ma, a są jedynie w zatartej jak brudna szyba, która oblepiona kurzem marze pamięć bezsensownie usiłując przywołać dawno, dawno temu. Jak na swój wiek, emeryci, wciąż dumni ze swojej pamięci raźno powłócząc i kuśtykając nogami i parami, palcami wskazują coś niwidzialnego swoimi mętnymi oczami, czego dawno już nie ma! Tamten Breslau, tętniący życiem, nie istnieje! Na jego gruzach powstał nowy wspaniały świat, który niczym szmata do podłogi udawała wykwintny obrus, który odświeżany od czasu do czasu uciekał ze wstydem, aby nikt nie odgadł prawdziwej jego natury! To swoiste wskrzeszenie miasta, gdzie dogasał brunatny a rodził się czerwony terror, co już wtedy histerią owocowało szaloną, której symptomatyczna sprzedaż cyjankali w aptekach zrodziła podwaliny pod ideę eutanazji, wręcz z rozkazu państwa a czyniąc zmierz marzenia: WIR STELLTEN UNS FOR, DIE GANZE WELT SEI FÜR UNS DA!
Dreszczem przeszywa wciąż wspomnienie filmu Boba Foseja "KABARET". Ten muzikal, gatunkowo przekroczył rubikon, obraz doskonały i arcydzielny zarówno w kreacjach aktorskich Lajzy Minelli jak i Majkela Jorka, sukces nigdy nie powtórzony, role życia, jak i w narracji życia sielskiej anielskiej, niemieckiej krainy, owego mitycznego faterlandu, gdzie na prowincjonalnym pikniku, młody urodziwy, doskonały aryjczyk wstaje i śpiewa pieśń, która jak film, lekki w swym gatunkowym charakterze komediowego wstępu, kończy się jak pieśń, tęsknym, "jutro będzie należeć do nas". To wszystko już było, narody, różne, wierzą w swoje wybranie i misje, Polska natenczas, jest, była uważana, przez Polaków rzecz jasna za Mesjasza narodów, ale to całkiem inna bajka!
Marek Krajewski, opisuje zmierzch bogów, nadgatunku, co oczywiście nie przekreśla marzeń o prymacie idei aryjskości w świecie zagrożonym multikulturowością. Próba opisu apokalipsy Breslau, gdy ten staje się festung, gdy wszystko inne traci sens i wychodzą potwory namiętności, spuszczone ze smyczy, bo czas jest ostateczny, i nic już nie ma oprócz miasta, które zamienia się w kupę gruzów. Ta chora myśl przekreśla Breslau, tworząc hybrydę, która zrodzona, ku śmierci podąża w swojej nowej funkcji.
Bohaterowie powieści, w lustrze dekadencji, oglądają siebie, wiwisekując kolejne ciała i trupy czasu zagłady, gdzie życie i użycie go w sposób zwierzęcy, autor próbuje równoważyć zbiorem, w którego krąg wchodzą: Mock, filozof i hrabina, gdzie kreatury te niczym twory doktora Frankensztajna roszczą sobie w tych dniach prawo do sądu z prostej przyczyny-niezgody długo tłumionej wobec oficjalnego dryfu Tysiącletniej Rzeszy. Ta nieidealna przeciwwaga dla reszty nie jest w stanie uratować miasta. Autor, jakby zadaje pytanie, czy mam ocalić Breslau z pożogi ognia i siarki, czy znajdę wśród mieszkańców 10 sprawiedliwych, i ze względu na nich, tych 10, nie wyleję gniewu swojego na Miasto? I jak wiemy z lektury, nie znalazł 10 a jedynie 2, a i to nie do końca pewne! Ogień zagłady spadł na Breslau! Jakież to musiało być pełne niegodziwości i rozpusty miasto? Jaki grzech spowodował tę straszliwą karę? O przysłowiowej ulicy, obecnie Traugutta, szczęśliwie ocalałej z pożogi, krążyły opowieści, Trójkąt Rozpusty, Sodoma i Gomora by się rumieniła; knajpy, kabarety, burdele. I o dziwo, inne mieszczańskie ulice zostały przemienione w pył a Trójkąt Rozpusty wraz ze swoją wątpliwą sławą przetrwał do czasów długo po hekatombie! Gdzie w tym przypadku jest prawda, po czyjej stronie, Marek Krajewski do krwi ostatniej rozdrapuje i przedstawia chaos tamtych dni.  Jedynie, jedyny sprawiedliwy, Brendel, przy coraz gorszych, spijanych drinkach tęskni do wprost, literalnie pojętych prawd ewangelicznych! Marek Krajewski, Festung Breslau!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz