 |
FOOTPRINT |
Wychodzę z Hotelu, z plakatu spogląda na mnie Pierce lekko ironicznym i przekrzywionym spojrzeniem. Wczoraj, gdy szedłem po Lu w ten przymglony, brudno-śliski dzień miałem wcześniej refleksję, dlaczego komunikaty o tej porze brzmią: "maź na drogach"- skąd tyle tego kosmicznego pyłu w Polsce. I wtedy go spotkałem, no chyba to był on, "człowiek z Marsa". Oni chyba tak muszą wyglądać. Go powiedziała mi, później, że wyrzucani są z tirów na Grunwaldzie, i szukają punktu orientacyjnego. - Hotel Radisson - gdzie jest, zagadnął "człowiek z Marsa", trochę po polsku, trochę po angielsku? Uśmiechnięty, ujmujący, wygolony, przystrzyżony i pachnący, nienaganny w manierach, ubrany, no po prostu, po marsjańsku! Jak zacząłem bąkać po angielsku, to on po polsku pomagać mi zaczął. Czułem się w jego towarzystwie dobrze, jakbym z aniołem rozmawiał. Jakbym to ja z całego tłumu już z daleka został rozpoznany i wyróżniony aby z nim spędzić tę minutę na skrzyżowaniu. Po czym podziękował i poszedł. Już nie pamiętam czy się za nim obejrzałem. Byłem przepełniony radością, że mogłem pomóc Marsjaninowi. Oni są tacy normalni. W teczce pewnie miał kosmiczny pył. Dlaczego wysypują go w naszym kraju? Nie rozumiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz